środa, 8 lipca 2015

Rozdział 35


         Ostatnie tygodnie były dla nich najlepsze w całym ich życiu. Spędzali ze sobą każdą możliwą chwilę. Jednak czas biegł nieubłaganie a koniec roku zbliżał się coraz szybciej. Oboje wiedzieli, co to oznacza. Właśnie przez to Lupin z każdym kolejnym dniem denerwował się coraz bardziej. 
Siedzieli razem w jakiejś starej, pustej klasie, kiedy Amber złapała go za rękę i zmusiła, aby na nią spojrzał. 
- Remusie... Myślę, że doskonale wiesz, co muszę zrobić. Nie mogę wrócić do domu. Nigdy nie wyjdę za Drake'a, a mój ojciec nie będzie chciał w ogóle o tym słyszeć. Właśnie dlatego muszę uciec jeszcze przed końcem roku. Nie ma innego wyjścia - wyszeptała cicho. Remus spojrzał na nią tymi błękitnymi oczami, które tak kochała i zacisnął ręce w pięści. 
-  W takim razie pójdę z tobą, Amber - mruknął czując piekącą gulę w gardle. Avery pokręciła smutno głową. 
- Nie znasz mojego ojca, Remusie. On nie spocznie póki mnie nie znajdzie. Wyśle za mną swoich kuzynów, a jeśli udałoby im się znaleźć nas oboje, zabiliby cię bez wahania. Nie możemy ryzykować. Poza tym... Masz tutaj przyjaciół. Jeśli uciekłbyś ze mną musiałbyś porzucić ich na zawsze. A wiem, że tego byś nie chciał, w końcu są dla ciebie jak rodzina - powiedziała kładąc mu delikatnie rękę na ramieniu. 
- Czyli chcesz powiedzieć mi, że już więcej się nie spotkamy? - zapytał drżącym głosem. Amber kiwnęła głową, a w jej oczach zalśniły łzy. Przytuliła się do niego i zacisnęła z całej siły powieki. Myśl, że będą musieli się rozstać była straszna. To on pokazał jej, co oznacza  dobro i nauczył ją kochać. Ale wiedziała, że nie mogą być razem. Cena była zbyt wysoka. 
Remus przełknął z trudem ślinę, a potem pocałował ją w czubek głowy. Nie wiedział, co mógłby powiedzieć, więc ukrył twarz w jej pachnących różami włosach i szepnął łamiącym głosem, że ją kocha.

* * *

Nelly siedziała przy stole w Wielkiej Sali, kiedy jakaś mała dziewczynka podała jej karteczkę z uroczym uśmieszkiem. Reece wzięła ją do ręki i zaczęła czytać. 
- O nie... - wyszeptała chwilę później. Dziewczyny spojrzały na nią z zainteresowaniem. Przez całe to zamieszanie nie zapomniała wypisać się z tej cholernej listy. A teraz było już na to za późno! Zła, wbiła widelec w niewinnego ziemniaka i umilkła. W tej właśnie chwili do sali wpadli Huncwoci. To znaczy tylko ich połowa. Peter poszedł poprawiać esej u McGonagall, a Lupina gdzieś znowu wywiało. Ostatnio chodził jakiś taki bez życia.
- Słuchajcie dziewczyny, mamy taki plan z Syriuszem żeby zorganizować pożegnalną imprezę na błoniach: jedzenie, muzyka i te sprawy. Odbyłaby się dzień po Festiwalu Magików w wielkim namiocie, bo Drops i tak planuje go tam postawić. I tutaj mamy do was prośbę, czy tak z dwie godzinki przed rozpoczęciem, pomogłybyście nam nosić jedzenie od skrzatów? - zapytał z szerokim uśmiechem James. Lily wywróciła teatralnie oczami.
- Teraz już wiem dlaczego tak bardzo chciałeś, abym została twoją dziewczyną! - zawołała. Potter dźgnął ją palcem w brzuch, a potem zaczął delikatnie całować.
Nelly wywróciła oczami.
- Jeszcze niedawno skakałam ze szczęścia, ponieważ się zeszli, ale teraz wolałabym, aby sobie stąd poszli - mruknęła z westchnieniem. A widząc jak Syriusz patrzy na Tessę, dodała: - O nie, tylko nie próbujecie mi się tu całować, bo zaraz zacznę krzyczeć - syknęła ostrzegawczo. Wetterlid uśmiechnęła się szeroko.
- Oj nie gniewaj się za tą listę, zobaczysz, że dobrze wypadniesz na tym Festynie! Przecież śpiewasz genialnie - powiedziała. Syriusz kiwnął głową.
- Potwierdzam - mruknął z przejęciem poprawiając wpadającą mu do oczu grzywkę. Reece pokręciła z westchnieniem głową.
- Spotkamy się na Eliksirach - rzuciła, wypiła jeszcze do końca sok dyniowy, a potem opuściła Wielką Salę.

* * *

Timothy Wetterlid czekał już razem z innymi uczniami w namiocie, gdzie następnego dnia miał odbyć się Festiwal. Trwały właśnie próby, a on został wybrany do pilnowania porządku (ach, te uroki bycia prefektem). Dlatego też siedział właśnie rozwalony na krześle jedząc w najlepsze mandarynki. Nie chciało mu się co chwilę rozdzielać ślizgonek od gryfonek, między którymi co kilka minut na nowo wybuchały zażarte kłótnie. Z początku próbował, ale kiedy rzuciły w niego oszałamiaczem, postanowił zrobić bardzo mądrą rzecz i się wycofać. I jak widać, wyszło mu to na dobre.
Wszyscy byli tym Festynem nieźle poddenerwowani. No, może oprócz gryfonki z niebieskimi włosami, która siedziała znudzona na jednym z krzeseł. Kojarzył ją z widzenia, była w końcu przyjaciółką jego siostry. Rozmawiał z nią chyba raz albo dwa, ale nie pamiętał o czym, zapewne o Tessie.
- Nie przeszkadzam? - zapytał dosiadając się do niej po chwili wahania.
- Och, jasne, że nie. Tim Wetterlid, jak mniemam? - zapytała z uroczym uśmiechem. Krukon kiwnął głową.
- Tak. A ty jesteś oczywiście Noelle - powiedział wymachując jej przed oczami słodką mandarynką. Reece wzięła ją od blondyna.
- Dla przyjaciół Nelly.
Tak właśnie od zwykłych frazesów przez mandarynki przeszli do komentowania uczestników Festynu. Szczególnie ślizgonek i gryfonek. Znowu szalały, a dwie z nich w pewnym momencie tak się pokłóciły, że poszły w ruch różdżki. Prefekci próbowali je rozdzielić, ale skończyli na tym, że wyrosły im rogi. Noelle i Tim widząc to, ryknęli tak głośnym śmiechem, że przez kilka dobrych minut nie mogli przestać się śmiać. Kiedy skończyli, Timothy spojrzał z radością na Nelly.
- A ty co tutaj tak właściwie robisz? Nie jesteś prefektem - zapytał.
- Przez Evansównę i twoją siostrę biorę udział w tym Festynie - powiedziała po chwili. Krukon pokiwał głową.
- Właściwie to powinienem się tego spodziewać, to do niej bardzo pasuje - mruknął przewracając teatralnie oczami, na co Nelly zachichotała.
Dopiero jakieś dwie godzinki później, Reece pożegnała się z Tim'em i wróciła do szkoły. Brat Tessy bardzo poprawił jej humor. Zadowolona szła właśnie do Wieży, kiedy z daleka zobaczyła otwarty gabinet Cala i walizki tuż przed nim. Zaskoczona, ruszyła w tamtą stronę. Ze zmarszczonymi brwiami patrzyła się, jak Williams pakuje książki do ostatniej walizki.
- Cal.. - wyszeptała cicho. Spojrzał na nią. I już wiedziała, wiedziała, że odchodzi, wiedziała, że wraca do Ruth.
- Nelly... Ja... - zaczął bez ładu.
- Chciałeś odejść bez słowa, prawda? - zapytała ze złością. - A więc idź - dodała z bólem. Williams ruszył w jej stronę i złapał ją delikatnie w swoje ramiona.
- Przepraszam... Tak bardzo przepraszam... Ale tak będzie lepiej - powiedział z trudem. A potem ją pocałował. Całowali się długo, z pasją i rozpaczą jednocześnie. A kiedy się wreszcie od siebie oderwali, Nelly spuściła wzrok i szepnęła:
- Odejdź, po prostu odejdź.
Serce go bolało, ale mimo to Cal odwrócił się od niej powoli, a ona jeszcze długo za nim patrzyła póki nie zniknął jej z oczu.

* * *

Tim lawirował właśnie między uczestnikami, rozdając im nalepki z numerkami. W powietrzu unosiła się nerwowa atmosfera, ale może to i lepiej bo żaden z uczestników nie miał ochoty na żadne kłótnie. Wetterlid bardzo był zadowolony z tego powodu. Rozdał już prawie wszystkie numerki, kiedy zauważył Nelly. Szczerze mówiąc, prawie jej nie poznał. Nie miała już niebieskich włosów, ale ciemno-brązowe. Stała nerwowo z boku przegryzając wargę. Ona też zaczęła się nieźle denerwować. Timothy podszedł w jej stronę i podarował jej nalepkę z numerkiem czterdzieści siedem. 
- Naprawdę ładnie wyglądasz w tym kolorze. A poza tym nie masz się czym denerwować, Tessa mówiła, że śpiewasz bajecznie, więc trzymam za ciebie kciuki z całej siły - powiedział puszczając jej oko. Noelle uśmiechnęła się w jego stronę. 
- Dziękuje.
Kiedy usłyszała swoje nazwisko, odetchnęła kilka razy i ruszyła na scenę nie chcąc myśleć o tym, jak bardzo boli ją serce. Cal był przeszłością. Liczyło się tylko teraz.

* * *

Tessa i Lily, tak jak poprosili je o to Huncwoci, pomagały im transportować jedzenie do namiotu, gdzie dzień wcześniej odbywał się Festiwal Magików. Obie nie mogły przestać rozmawiać o Noelle, która, co prawda nie wygrała konkursu, ale zajęła drugie miejsce. Teraz wylegiwała się jeszcze w łóżku, zapewne nadal oszołomiona swoim sukcesem.
Wetterlid oprócz zwycięstwa Nelly zastanawiało coś jeszcze, a mianowicie jej braciszek Tim, który od rana zdążył zapytać ją już dwa razy, jak się czuje Noelle. Z dalszych rozmyślań wyrwał ją jednak Syriusz, który pociągnął ją w stronę jeziora. Oboje rozłożyli się tuż pod dębem i wystawili twarz w stronę ciepłych promieni. Black leżał właśnie na jej kolanach, kiedy podniósł się nagle.
- Tessa, ja... Czy mógłbym cię o coś zapytać? - powiedział Syriusz spoglądając na nią wyczekująco. Wetterlid kiwnęła z zaskoczeniem głową.
- Oczywiście, o co chodzi? - zapytała. Black podrapał się po głowie. A potem wziął głęboki wdech.
- Rok temu, kiedy byłem z Rogaczem u jego babci w Lasworth mijaliśmy bardzo fajny domek... Pewien staruszek, powiedział, że kiedy skończymy szkołę z chęcią nam go wynajmie. James odparł wtedy, że jego miejsce jest w Dolinie Godryka, ale ja... Ja nie mam swojego miejsca. Mieszkam co prawda u Pottera, ale nie może to trwać wiecznie, jestem już duży i... - w tej chwili przerwała mu Tessa, która zaczęła gwałtownie chichotać. Syriusz złożył usta w dzióbek.
- O co chodzi, młoda damo?
- Och, o nic takiego. Po prostu mógłbyś mnie zapytać o to oszczędzając tyle zbędnych słów. Ale wiesz, ty chyba rzeczywiście dorastasz, byłam na sto procent pewna, że to ja będę musiała cię jakimś podstępem zmusić do tego żebyś ze mną zamieszkał - odparła z szerokim uśmiechem. Syriusz pokręcił głową wzdychając teatralnie.
- Tessa, ja nigdy nie dorosnę, pamiętaj o tym. A w ogóle kiedy się tak śmiejesz to powoli przechodzi mi ochota, aby spytać cię o to co chciałem - odparł. Tessa położyła mu dłoń na ramieniu.
- Dobrze, przepraszam, że ci przerwałam dokończ, co zacząłeś - poprosiła grzecznie gryfonka. Black błysnął zębami. A potem powrócił do swojej skupionej miny i zaczął mówić dalej.
 - No więc, tak jak mówiłem jestem już duży i... No nie, rozmyśliłem się właśnie, jednak nie chcę z tobą mieszkać! - fuknął, kiedy zaśmiała się po raz kolejny. Tessa złapała go ręką za brodę i przyciągnęła do siebie.
- Ale ja chcę z tobą mieszkać w tym uroczym domku, który widziałeś, ośle - powiedziała patrząc mu w oczy. A potem go pocałowała.
Kiedy oderwali się od siebie na moment, Syriusz zdążył pomyśleć z przestrachem "w co ja się wpakowałem?" jednak już po chwili Tessa znów przyciągnęła go do siebie. Kilka sekund później doszedł do wniosku, że takie kłopoty zdecydowanie lubi najbardziej.

* * *

Zabawa na błoniach trwała w najlepsze. Gryfoni i ślizgoni tulili się właśnie do siebie czule. Tim przyglądał im się ze śmiechem. Wszyscy świetnie się bawili, jego siostra szalała na parkiecie z Syriuszem, Lily krzyczała na Jamesa, który pląsał na stoliku. Peter Pettigrew objadał się w najlepsze precelkami, Polynappe kręciła się wokół z kieliszkiem w ręku, a Remus Lupin... Jego właściwie nigdzie nie było. 
Wetterlid wziął do ręki kilka mandarynek. Zamierzał właśnie dosiąść się do Alexa i Louisa, którzy grali w czarodziejskie szachy. W tej samej chwili dostrzegł jednak Nelly. Smutną Nelly. Nie myśląc długo, ruszył w jej stronę. 
- Mandarynkę? - zapytał, kiedy rozsiadł się obok niej. Noelle wzruszyła ramionami i wzięła jedną. Timothy naprawdę starał się powstrzymać, ale nie mógł. Po prostu nie mógł.
- Nelly, wiem, że to nie moja sprawa, ale wyglądasz inaczej i nie mam na myśli tutaj twoich włosów. Czy... Czy wszystko z tobą w porządku? - zapytał niepewnie. Nie chciał, aby uznała, że jest nachalny.
- Nie jest - odparła z westchnieniem. - Właśnie... Właśnie zakończyłam pewien etap w swoim życiu - dodała. Tim złapał ją po chwili wahania delikatnie za dłoń.
- Bez względu na to, co się teraz dzieje, wkrótce będzie lepiej - obiecał ze szczerym uśmiechem.
- Skąd możesz być tego taki pewien? - zapytała z powątpiewaniem.
- Bo po deszczu zawsze wychodzi słońce, Noelle.

* * *

Lily siedziała w Wielkiej Sali i zamiast jeść kurczaka przerzucała co chwilę kartki książki. Rogacz dopiero po dziesięciu minutach zdał sobie sprawę, że Ruda go nie słucha. Właściwie to trochę się jej przestraszył. Przerzucała wściekle kartki książek zaciskając przy tym wargi. James wiedział, że będzie tego żałował w tej samej chwili, kiedy dotknął jej ramienia. Evans obrzuciła go spojrzeniem bazyliszka i z wściekłością trzasnęła książkę. A potem walnęła nią trzy razy o blat stołu. 
- Eee, kochanie, czy... wszystko w porządku? - zapytał chcąc się uśmiechnąć jak najszerzej, ale chyba mu to troszkę nie wyszło. Lily obrzuciła go morderczym spojrzeniem, przez co James niemalże natychmiast zaczął wymyślać plan ucieczki, ale Evans zgarbiła się nagle i spojrzała tępo w swój talerz. 
- Lily, powiedz co się stało, może jakoś ci pomogę - poprosił szczerze zmartwiony.
- W tym mi nie pomożesz, James. Pisałam ten cholerny test, od którego zależy, czy przyjmą mnie na studia magomedyczne, ale mam wrażenie, że wszystko, WSZYSTKO!, napisałam źle - wyrzuciła z siebie. W jej oczach znów zabłyszczały niebezpieczne ogniki. Fuknęła coś jeszcze i wyszła z Wielkiej Sali.
James złapał się za głowę, ponieważ wiedział, że zła Evans oznacza kłopoty. Do wyników został jej jeszcze tydzień, a on - choć bardzo ją kochał - nie miał pojęcia, czy tyle wytrzyma. Dlatego też wpadł na pomysł odwiedzenia Elsy. Zagaił ją pod jakimś  byle pretekstem, ale pielęgniarka od razu wyczuła co jest grane.
Potter spojrzał na nią błagalnie.
- Proszę, może ma pani jakiegoś znajomego na tym uniwersytecie. Wie pani jak bardzo Lily się przejmuje a sama nigdy w życiu o to nie poprosi - mruknął składając ze sobą ręce. Elsa pokręciła z westchnieniem głową, ale zgodziła się w końcu, choć od razu zastrzegła, że nic nie obiecuje.
Zły humor Lily utrzymywał się przez cały wieczór, wlepiła chyba z dziesięć szlabanów i chciała dać też jeden Jamesowi, ale Rogacz pocałował ją w porę. Evans oczywiście się to nie spodobało, no bo jak on śmiał jej tak przerywać, ale w końcu machnęła na to ręką i kazała mu spadać. A więc tak zrobił.
Następny dzień ciągnął mu się niemiłosiernie. Co godzinę wpadał do Skrzydła Szpitalnego aż w końcu w porach obiadu Elsa wkurzyła się i powiedziała, że jeśli jeszcze raz go zobaczy, poda mu Szkiele-Wzro do jedzenia. Potter nie chciał się oczywiście poddawać, ale ta wizja była zbyt straszna, więc z trudem musiał się powstrzymać.
Jakąś godzinę później siedział właśnie z Syriuszem w Pokoju Wspólnym Gryffindoru, kiedy Lily zjawiła się w salonie. James spanikował i - co tu dużo mówić - z prędkością światła znalazł się pod stolikiem. Gdy tylko Evans zniknęła w swoim dormitorium, Rogacz wylazł spod niego i mruknął coś niewyraźnie do Syriusza, który śmiał się w najlepsze. Łapa jednak wciąż nie przestawał, więc Potter zmuszony był walnąć go w łeb. I dobrze mu tak.
Wieczorem zaczął naprawdę panikować, bo Lily chyba zauważyła, że celowo ją unika. Wtedy właśnie dostał liścik od pielęgniarki. Wyskoczył z łóżka jak oparzony i całą drogę przebiegł w podskokach. Elsa dała mu kopertę i życzyła powodzenia. James też życzył sobie powodzenia, bo przecież jeśli Lily tam się nie dostanie, to będzie dla niego tragedia... Zaraz jednak potrząsnął głową. Lepiej nie być aż takim pesymistą.
Rudą znalazł na trzecim piętrze. Na jego widok oczy jej zabłyszczały niebezpiecznie.
- O nie, Potter! Cały dzień przede mną uciekasz, ty cholerny gumochłonie...! - ryknęła wskazując na niego palcem. Posypałoby się więcej epitetów, ale Rogacz podetknął jej pod nos kopertę i poprosił, aby otworzyła. Przez chwilę jeszcze zabijała go wzrokiem, a potem wyjęła kartkę i zaczęła czytać. Jej oczy robiły się z każdą chwilą coraz większe. 
- Mam wystarczająco punktów, dostanę się! - ryknęła uradowana wymachując listem. A potem rzuciła mu się w ramiona.
James zachichotał.
- Kocham cię Lily, ale jeśli będziesz miała takie humorki w ciąży, to śpię u Syriusza - ostrzegł ją. Ruda walnęła go w ramię.
- Głupek.
- Twój głupek!

* * *

Szli ciemnym korytarzem oświetlanym bladym blaskiem wydobywającym się z ich różdżek. Odwlekali to jak najdłużej, ale nie mogli robić tego wiecznie. Amber musiała uciec i to jak najszybciej.
Przeszli przez Miodowe Królestwo, a potem przez miasteczko. Kiedy dotarli wreszcie na miejsce, Remus zdjął z nich pelerynę niewidkę. Przez chwilę stali obok siebie w kompletnie martwej ciszy.
- Więc to koniec? - zapytał w końcu Remus starając się z całej siły uśmiechnąć, ale wyszedł mu tylko gorzki grymas, grymas pełen bólu. Amber kiwnęła lekko głową niezdolna wydusić z siebie nic sensownego. Złapała go delikatnie za dłonie, splotła swoje palce z jego palcami i spojrzała mu prosto w oczy. 
- Kocham cię. Kocham cię najbardziej na świecie - wyszeptała czując, że on musi to wiedzieć. Remus objął ręką delikatnie jej policzek. Następnie nachylił się nad nią i pocałował ją, wstrzymując oddech. Miał nadzieję, że zatrzyma w ten sposób czas. Że ta chwila będzie trwała wiecznie. Że zostaną tak razem już na zawsze złączeni w swoim ostatnim pocałunku. Ale ona w końcu wyrwała się z jego objęć i ruszyła przed siebie. A każdy jej krok był niewyobrażalnym bólem dla niego. 
Bólem, którego nigdy wcześniej nie doświadczył. 
Nie czuł się tak nawet wtedy, gdy leżał na ziemi we Wrzeszczącej Chacie podczas pełni, zwijając się w konwulsjach i marząc, aby jego cierpienie się zakończyło. 
Amber odwróciła się po raz ostatni i spojrzała Remusowi prosto w oczy. Drżąc, delikatnie dotknęła palcami swoich warg i wysłała niewidzialny pocałunek w jego stronę.
A potem odeszła.
Już na zawsze.

_________________________________

Ostatni rozdział... Miał być wcześniej, ale nie miałam siły go dokończyć. W nagrodę macie jednak meega długaśny.  Mam nadzieję, że wam się spodoba. :D Bardziej rozpiszę się - jak zawsze zresztą - pod epilogiem, na którego zapraszam już za kilka dni. ;*

9 komentarzy:

  1. Troche smutny ten rozdzial, ale fajny :)
    Tak mi szkoda Remusa! Tyle w zyciu wycierpial, a do tego jeszcze teraz ta sytuacja z Amber! Dlaczego jej ojciec musi taki byc? Dlaczego!? To przez niego oni nie moga byc szczesliwi razem!
    Rogacz uciekajacy przed Lily hahahhaha xD Wyobrazam sobie scene, jak ukrywa sie pod stolikiem w pokoju wspolnym :D Przynajmniej zalatwil sprawe i nie ma problemu.
    Mam nadzieje, ze Noelle odnajdzie szczęście w zyciu, moze nawet u boku Tima? :)
    Teraz tylko czekam na epilog :D
    Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje ślicznie za komentarz! :D
      Szczerze mówiąc to aż mnie korci żeby to zmienić, ale tak sobie wymyśliłam na samym początku i tak już zostanie.
      Hahah, no pewnie! :)
      Ja również pozdrawiam ciepluutko <3

      Usuń
  2. Najdłuższy i najlepszy rozdział na tym blogu.

    Lily

    OdpowiedzUsuń
  3. Fragmenty z Amber i Remusem bardzo smutne, szkoda że musiała uciekać. Ale na szczęście Lily i James są razem więc więcej mi nie trzeba ;DD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę. ;) Mi też zresztą, hahah. ;3

      Usuń
  4. szkoda że to ostatni rozdział :/

    OdpowiedzUsuń
  5. Wspaniałe opowiadanie!!

    OdpowiedzUsuń

Ulica Pokątna

Zwiastun bloga mojego autorstwa.

Zamów Proroka Codziennego