środa, 27 maja 2015

Rozdział 33


          Pettigrew położył się na łóżku. Po chwili wstał jednak i wyciągnął spod łóżka bombonierkę z czekoladkami. Kiedy się denerwował, musiał jeść dużo czekolady. Zazwyczaj mu pomagała. Ale teraz... Czuł się kompletnie oszołomiony. Nie miał blade pojęcia, dlaczego ślizgonka zaproponowała właśnie jemu, nic nieznaczącemu śmieciowi, przyłączenie się do nich. Oczywiście mógł być to tylko żart, którym chcieli mu spuścić manto. Ale równie dobrze zlać mogli go gdziekolwiek. Poza tym... Czuł, że Polynappe mówiła prawdę. I może to było najdziwniejsze w tym wszystkim. Jednak to co mówiła o Czarnym Panu, brzmiało bardzo złowieszczo, a on doświadczył od nich tyle przykrości, że wiedział, że nie powinien jej ufać.
Kiedy tylko opuścił kuchnie, wiedział, co musi zrobić. Potruchtał do Wieży jak najszybciej. Zmęczył się przy tym tak okropnie i prawie wypluł sobie płuca. Ale to nie było ważne. Musiał powiedzieć o tym przyjaciołom. Był pewien, że oni będą wiedzieć, co zrobić z taką wiedzą. Naprawdę w nich wierzył. 
Ale oni tak po prostu po raz kolejny nie mieli dla niego czasu. Kiedy przyszedł, Syriusz już spał, Remus bazgrał coś na kartce i mruczał, aby mu nie przeszkadzać. Ostatnią swoją nadzieję Peter pokładał w Rogaczu. Ale on spojrzał na niego aroganckim wzrokiem i zaszył się w łazience. I to właśnie to, jego wzrok, taki sam jak tych, którzy rzucali w niego śmierdzącymi kulkami i naśmiewali się, był najgorszy. Zawsze czuł się mały, głupi i gruby. Ale Syriusz, James ani Remus nigdy w życiu nie powiedzieli na głos tego, co wszyscy uważali. Zawsze bronili go przed napastnikami. Szczególnie Potter. Był gotowy skoczyć na trzech ślizgonów, tylko za to, że rzucili w jego stronę jakieś głupie przezwisko. I po tylu latach przyjaźni, kiedy poprosił go o jedną krótką chwilę rozmowy, on rzucił mu dokładnie takie samo spojrzenie, jak ci wszyscy, którzy go dręczyli. Spojrzenie pełne pogardy. Pełne wstrętu.
Zacisnął grube piąstki i obrócił się na pięcie. Serce waliło mu jak oszalałe. W środku czuł tak piekielny strach, że cały się trząsł. Nasilał się z każdym kolejnym krokiem. Ale ta bezbronność, którą czuł, kiedy jego przyjaciel na niego spojrzał była gorsza niż wszystko inne. 
Przeszedł przez Portret Grubej Damy i ruszył w stronę Lochów, nie przejmując się czy ktoś go zobaczy. Emocje szalały w nim jak burza, a jego wstyd był tak wielki, że ledwo mógł oddychać. Szedł przez siebie, prawie nic nie widząc. I wtedy ją zobaczył. 
Polynappe. 
Stała oparta o kamienną ścianę. Wydawała się pochłonięta własnymi myślami, ale kiedy go zobaczyła, uśmiechnęła się szeroko. 
- Jesteś tego pewny, gryfonie?
Mógł się wycofać. Mógł wciąz to zrobić. Mógł zostać wierny swoim przyjaciołom. Ale czy oni rzeczywiście byli jego przyjaciółmi? Jego wzrok znów padł na Polynappe i poczuł, że robi mu się ciepło na sercu. Ona w przeciwieństwie dla innych była dla niego miła. Wiedział, że nigdy w życiu nie mógłby liczyć na coś więcej z jej strony, ale już myśl, że tak ładnie uśmiecha się w jego stronę sprawiała, że miał ochotę skakać z radości.
Zakopał w sercu wszystkie wątpliwości jakie czuł i skinął głową.
Wiedział, że może tego pożałować, ale nic innego się już nie liczyło.
Tylko jej uśmiech. 

* * *

Lily Evans choć była wielką wielbicielką Horacego Slughorna, nie znosiła jego durnowatych spotkań Klubu Ślimaka. Była na jednym z nich i od tamtej pory unikała ich jak ognia. Przysięgła sobie, że więcej na nie pójdzie. 
Za każdym razem, kiedy dowiadywała się, że takie spotkanie ma się odbyć, udawała chorą, chowała się po klasach a raz nawet zarobiła szlaban od McGonagall. Wtedy była strasznie zła, ale kiedy usłyszała, że będzie musiała wyszorować całą salę na drugim piętrze i nie pójdzie na przyjęcie Ślimaka, o mało nie zaczęła skakać z radości. Tym razem jednak profesor Horacy okazał się sprytniejszy. Nikomu nie mówił o swoich planach tylko złapał ją po jednej ze swoich lekcji i spojrzał na nią z uśmieszkiem. Lily wiedziała co się szykuje i miała ochotę zwiewać stamtąd jak najdalej. 
Kiedy Slughorn złożył jej propozycję nie do odrzucenia, próbowała się jeszcze z tego wywinąć, ale Horacy obrał tym razem inny cel. Wziął ją na poczucie winy. 
- Oj, Lily, Lily. To twój ostatni rok. Zrób mi tę przyjemność i zjaw się - powiedział. Miał przy tym tak smutny głos, że Evans ku swojej wielkiej rozpaczy, zgodziła się. Horacy uśmiechnął się szeroko, skinął głową i tanecznym krokiem ruszył w stronę swojego gabinetu. 
A Evans przez resztę dnia cały czas pluła sobie w brodę, że była taka głupia, że się zgodziła. 
- Podstępny, nikczemny... - mruczała podczas obiadu wbijając widelec w niewinnego ziemniaka. Nelly i Tessa patrzyły na nią z dość głupimi minami. 
- Lily, wszystko w porządku? - zapytała Nell, która jako jedyna odważyła się odezwać. Ruda spojrzała na nią wściekła, a potem - ku ogólnemu zdziwieniu - westchnęła głośno i oznajmiła:
- Idę na spotkanie Klubu Ślimaka - powiedziała z rozpaczą. Tessa zaśmiała się cicho. 
- Daj spokój, przecież to nie jest koniec świata - zawołała tuląc ją do siebie. Nelly poparła ją gorliwie i również objęła z drugiej strony.
- To może wy też pójdziecie? - zapytała cichutko Evans. Obie jednak pokręciły głową. 
- Musimy poprawić esej u McGonagall. Ale jeśli nie chcesz iść sama idź z Syriuszem - powiedziała Tessa. Lily zaśmiała się. 
- Chyba tak zrobię. Z Łapą może jakoś przetrwam ten koszmar - mruknęła, a potem odwróciła głowę. 
James stał właśnie w kącie z jakąś śliczną krukonką i całował ją namiętnie. Lily serce stanęło na moment. Z trudem przełknęła piekącą gulę w gardle i udając, że ją to nie obchodzi, wymaszerowała z sali, nie oglądając się za siebie. 

* * *

Tessa mierzyła ponurym wzrokiem wielkie ciasto czekoladowe, które stało na stole. Nie podobało jej się, że jest takie wielkie, czekoladowe i obsypane wiórkami kokosowymi. Najzwyczajniej w świecie, tak bezczelnie i bez żadnych zahamowań, przyciągało ją do siebie. Szeptało cichutkim złośliwym głosikiem:
- Zjedz mnie... No, zjedz mnie! 
Wetterlid dzielnie odpierała czekoladowy atak, ale jej nos poczuł cudowny zapach czekolady przez co brzuch domagał się chociaż jednego kawałeczka. Ewentualnie pięciu. Tessa jęknęła rozdzierająco. 
- Zostaw mnie w spokoju, ty potworze! - mruknęła zasłaniając oczy dłonią. Ale to cholerne ciasto wciąż tam było! Niespodziewanie jakiś pierwszak wyciągnął rączkę po tort. Tessa zjeżyła się automatycznie, odegnała morderczym spojrzeniem chłopaka i rzuciła się na ciasto. Jadła i jadła, a kiedy skończyła, zorientowała się, że w sali prawie nikogo nie ma. Cięższa o jakieś sto kilo podniosła się i zauważyła, Syriusza, który właśnie przyszedł do sali. 
- Lily martwiła się, że tak długo cię nie ma - powiedział kiedy na niego spojrzała. Wetterlid kiwnęła głową z roztargnieniem. Widok Łapy kompletnie wytrącił ją z równowagi. Zrobiło jej się sucho w ustach, a serce zaczęło jej walić jak oszalałe. 
- Och, ja, no wiesz... Jadłam i w ogóle... - zaczęła nieporadnie.  Łapa uśmiechnął się szeroko, nie mogąc się powstrzymać. 
- Właśnie widać, T. Jak ty w ogóle weszłaś w te spodnie? - zapytał ze śmiechem. Wetterlid spojrzała na niego z oburzeniem. 
- Jak śmiesz? - zawołała. Syriusz podszedł do niej i pocałował ją w nos. 
- Uwielbiam kiedy się złościsz, wiesz? - a po chwili dodał. - Zawsze robisz się wtedy czerwona i tak śmiesznie się nadymasz - tutaj Tessa spojrzała na niego z politowaniem, a potem odwróciła się. Chciała odejść, ale Syriusz złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie. 
- Tessa... Ja... Czy chciałabyś ze mną wyjść, hm, na randkę? - zapytał. Wetterlid przełknęła ślinę. Pomyślała o niedawnej rozmowie z Tim'em. A potem spojrzała prosto w oczy Syriusza. Z jego oczu biło dobro. 
- Tak, Łapo - odparła. - Ale raczej nie teraz - dodała rozglądając się po sali. Syriusz zaśmiał się. 
- Oczywiście, że nie! Przyjdź wieczorem na błonia a wszystko będzie gotowe - odparł. Pocałował ją jeszcze szarmancko w dłoń i zniknął pozostawiając na ustach Tessy szeroki uśmiech.
Wieczorem, Wetterlid pojawiła się na błoniach. Wypatrywała Syriusza, rozglądając się wokół, kiedy nagle jakieś światełka zamigały ze strony jeziora. Tess zwróciła wzrok w tamtą stronę i otworzyła szeroko buzię. 
Syriusz Black siedział właśnie w łódce. Tuż nad nim unosiły się dwie kule światła. Na jej widok podpłynął szybko do brzegu i zgrabnie z niej wyskoczył.
- Zapraszam na pokład - powiedział podając jej dłoń. Tessa weszła do łódki, oszołomiona. Na jej środku stał niewielki stolik, na którym znajdowały się różne przekąski, słodycze, nawet ciasto czekoladowe, czyli wszystko, co uwielbiała najbardziej na świecie.  
- Skąd wiedziałeś o tym wszystkim? - zapytała wciąż nie mogąc w to uwierzyć. O tym, że lubiła zajadać się wiórkami kokosowymi nie wiedziały nawet jej przyjaciółki. Syriusz usiadł po drugiej stronie i wzruszył lekko ramionami.  
- Tessa, jem z tobą przy jednym stole prawie codziennie i no cóż, uwielbiam się na ciebie gapić, więc to chyba normalne, że wiem, co lubisz jeść najbardziej - zaczął ze śmiechem. Wetterlid uśmiechnęła się lekko. Dalej ich rozmowa potoczyła się bardzo gładko. Rozmawiali i jedli, śmiejąc się przy tym do rozpuku. Jeden z trytonów wyjrzał nawet z wody i spojrzał na nich z oburzeniem. Oczywiście zwrócił im uwagę, na temat ich głośnych chichotów i w ogóle, ale kiedy zdał sobie, że ani Tessa ani Syriusz go nie słuchają, dał sobie spokój. Właściwie źle się stało, że go nie posłuchali, bo jakieś pół godziny później zbudziła się wielka kałamarnica. Słysząc wesołe odgłosy chciała wypłynąć na wierzch. Spokojna woda została wzburzona, przez co ich łódka zakołysała się niebezpiecznie razem z całym asortymentem i oboje wpadli do wody. Na szczęście kałamarnica nie pozwoliła im pójść na dno, złapała ich w swoje macki i odstawiła na brzeg. 
Tessa zaśmiała się głośno. 
- Dziękujemy! - zawołała, na co kałamarnica pomachała im elegancko macką i wróciła do jeziora. Syriusz strzepał z siebie wodę zupełnie jak pies, kiedy się zmoczył, a potem spojrzał na Tessę. 
- Wiesz, tego akurat nie planowałem, ale... 
- Ale to była najlepsza randka w życiu - odpowiedziała Wetterlid. Wzięła głęboki oddech, chcąc powiedzieć coś jeszcze. Chciała mu wyznać, jak bardzo go kocha i że bez niego nie przetrwała by nawet dnia. Ale nie wiedziała jak to ubrać w słowa, więc po prostu splotła jego palce ze swoimi i pocałowała go. 
Kiedy się od siebie oderwali, Łapa gwizdnął cicho. 
- Kto by pomyślał, że z ciebie taka lubieżnica, Wetterlid. Rzucać się na niewinnego Syriusza... - zaczął ze śmiechem. Tessa walnęła go w łokieć. 
- Wiesz co Black, kiedy tak się na ciebie patrzę, zastanawiam się za co ja cię tak kocham - mruknęła z westchnieniem. Łapa objął ją ramieniem. 
- Och, kochana, za wszystko oczywiście. Ale nie dziwię ci się zresztą, kto mógłby się oprzeć takiemu przystojniakowi jak ja? - zapytał zarzucając mokre włosy do tyłu. 
- Ależ nikt - stwierdziła z powagą. A potem oboje zaśmiali się. Syriusz złapał ją za dłoń i razem ruszyli biegiem do zamku cali mokrzy, ale szczęśliwi jak nigdy wcześniej. 

* * *

Życie po raz kolejny zadrwiło sobie z Jamesa Pottera. Rogacz naprawdę myślał, że po tym co zdarzyło się podczas Walentynek, on i Lily będą razem. Przecież powiedziała mu, że go kocha. Pierwszy raz ona. Nie on. Tylko ona. Ale potem, kiedy z nią rozmawiał, zrozumiał, że dla niej to nic nie znaczyło. A przynajmniej nie w takim stopniu, jak dla niego. Doszedł więc do wniosku, że może rzeczywiście powinien skończyć z Evans. Raz na zawsze. W końcu wystarczająco go zraniła. A najlepszym sposobem, aby to zrobić było ignorowanie jej. Nie wyobrażał sobie, aby po tym wszystkim mógł z nią rozmawiać jakby nigdy nic się nie stało. 
Złość jednak mu nie przeszła. Stał właśnie na korytarzu, kiedy dostrzegł Snape'a. Ślizgon szedł przed siebie ze wzrokiem wbitym w ziemię. Chyba nad czymś głęboko myślał, bo na nic nie zwracał uwagi. James nie myśląc długo, wyjął z kieszeni różdżkę. 
- Jak tam życie, Smarkerusie? Jak widzę znów nie umyłeś włosów. Czy wy w ogóle w tych lochach macie coś takiego jak woda? - zawołał z uśmieszkiem. Severus odwrócił się w jego stronę. Chciał rzucić zaklęcie, najprawdopodobniej ochronne, ale Potter był szybszy. Uniósł ślizgona do góry i sprawił, że jego twarz zaczęły pokrywać krosty. Snape wrzasnął.
- Postaw mnie na ziemię! - warknął ze złością, ale Rogacz nie miał takiego zamiaru. Zaczął go obracać w powietrzu. Naprawdę świetnie się bawił, kiedy usłyszał za sobą krzyk układający się w jego nazwisko. 
- Co ty robisz?! - wrzasnęła Evans idąc szybko w jego stronę. James wzruszył ramionami. 
- A co cię to obchodzi? - odparł pytaniem na pytanie Rogacz. Machnął różdżką, a z uszu Snape'a wyrosły zielone antenki. 
- Postaw go natychmiast na ziemię! - ryknęła Lily. James ukłonił się przed nią z kpiącym uśmieszkiem. 
- Wedle rozkazu - mruknął, a Snape upadł na podłogę z głośnym jękiem. Evans ruszyła w jego stronę, chcąc mu pomóc, ale on wstał szybko i posłał jej mordercze spojrzenie.
- Zostaw mnie, szlamo! - wrzasnął. Potter zjeżył się słysząc to, ale zanim zdążył coś powiedzieć, Snape uciekł. Ale Lily nie zwróciła nawet na niego uwagi.
- Znowu to robisz? Znowu się go czepiasz? Ta sprawa jest między nami, więc przestań zachowywać się jak dzieciak i w końcu dorośnij! 
- I kto to mówi! Sama zachowujesz się zupełnie tak samo, uciekasz przede mną jakbym chciał cię skrzywdzić. Tylko, że ja w odróżnieniu od twojego ukochanego Severusa Snape'a nigdy nie wyzwałbym cię tak jak on zawsze to robi - odparł głośno. Oczy Lily płonęły. 
- Mam w nosie to, co on o mnie mówi, słyszysz? Poza tym obiecałeś mi coś pod koniec szóstej klasy. Czyżby twoje obietnice były nic nie warte? - zapytała ze złością. - A może z twoimi zapewnieniami o miłości jest tak samo? Gadałeś tak tylko po to, aby zdobyć Niedostępną Lily Evans żeby mieć się czym chwalić przed kolegami? - dodała po chwili. Potter spojrzał na nią ze złością. 
- Przestań, Evans. Możesz mówić co chcesz, ale nie wmawiaj mi, że kłamię mówiąc, że cię kocham, bo tak nie jest. I sama dobrze to wiesz - wyszeptał cichym głosem. A potem odwrócił się i ruszył szybko przed siebie. Lily spojrzała na niego ze złością. 
- Jeszcze z tobą nie skończyłam rozmawiać! - krzyknęła, ale James już zniknął za najbliższym zakrętem.

* * *

Mam nadzieję, że się wam spodoba. 
Pozdrawiam.

14 komentarzy:

  1. Syriusz & Tessa ♥♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudny rozdzial :)
    Nigdy nie lubilam Petera ze wzgledu na to, ze zdradzil swoich przyjaciol. W twoim opowiadaniu jego watek jest pokazany z innej strony co bardzo mi sie podoba.
    Scena Syriusza i Tessy jest dla mnie troche zbyt slodka, ale to tylko moje odczucie. Pomijajac to, to ich relacja strasznie mi sie podoba.
    Pozdrawiam i czekqm na kolejny rozdzial :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście, może trochę przesadziłam, ale miałam wtedy strasznie cukierkowy nastrój XD
      Dziękuje ;*

      Usuń
  3. Kurcze już nie mogę się doczekać aż Lily i James wreszcie będą razem.

    OdpowiedzUsuń
  4. Szczerze mówiąc to właśnie Seva jakoś tak brakowało mi w twoim opowiadaniu , ale teraz mamy wyjaśnienie dlaczego James go nie zaczepiał ; ]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie kiedyś ktoś pytał się mnie o to, więc w końcu postanowiłam to wyjaśnić.

      Usuń
  5. Super blog!
    Zapraszam do siebie!
    http://liljam.blog.pl
    ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak tak tak
    Trzy razy na tak dziękuje
    XD

    OdpowiedzUsuń
  7. Kiedy nastepny rozdzial?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. właśnie, nie mogę się już doczekać

      Usuń
    2. Ja też dołączam się do pyytania..

      Usuń
    3. Jestem właśnie w trakcie jego pisania, ale myślę, że w piątek lub sobotę już na pewno go dodam. :)

      Usuń
  8. JA CHCE REMUSA I AMBER !!!!
    kiedy next???

    OdpowiedzUsuń

Ulica Pokątna

Zwiastun bloga mojego autorstwa.

Zamów Proroka Codziennego