czwartek, 21 maja 2015

Rozdział 32



        Peter nie potrzebował peleryny-niewidki, aby stać się niewidzialnym. Kiedy szedł korytarzem i ktoś go nadepnął, nikt nie wysilał się, aby rzucić chociaż krótkie przepraszam. Ludzie traktowali go jak powietrze, jak małego robaka, na którego nikt nie zwraca uwagi. Tak było zawsze i przez lata przywykł do tego. Zanim trafił do Hogwartu, nie miał żadnych przyjaciół. Dzieci nie lubiły go, zawsze wyzywały i robiły mu kawały. Dopiero w szkole dowiedział się, co to znaczy mieć przyjaciela, osobę, z którą można pogadać i powygłupiać się. James, Syriusz i Remus byli dla niego jak starsi bracia, których nie miał. Traktował ich jak rodzinę i w głębi serca usilnie wierzył, że oni traktują go tak samo. Ale w końcu dotarło do niego, że on już nic ich nie obchodzi. Przestali robić kawały, wybierać się na nocne wędrówki po zamku. Potter bardziej zbliżył się do Evans, Syriusz opiekował się Tessą. Nawet Remus znikał gdzieś, nikomu nie mówiąc z kim. Z dnia na dzień z przyjaciół stali się dla siebie obcymi ludźmi. Tak po prostu. A to bolało.
Przynajmniej na początku.
W końcu przyzwyczaił się do tego, że jest nikim, że nic nie umie i że nikomu na nim nie zależy. Przestał wylewać tony łez, na które nikt nie zwracał uwagi. Starał się już tylko wytrwać do końca szkoły i jakoś zaliczyć OWTMy. Kuchnia natomiast stała się dla niego drugim domem. Mógł w niej jeść ile tylko chciał, a nawet gotować i pichcić smakołyki razem ze skrzatami, które przywykły już do codziennych wizyt Petera. Czasami zdarzało się nawet, że oprócz nich, więcej z nikim nie rozmawiał. Życie jakoś się toczyło, puste i samotne, ale na to nie mógł już nic poradzić. Musiały mu wystarczyć tony jedzenia i codzienne wizyty w kuchni. Inaczej nie miał pojęcia, co mógłby ze sobą zrobić.

* * *

Bycie nieszczęśliwie zakochanym nie jest fajne i Nelly mogła to potwierdzić z całą pewnością. Nie robiła jednak tego, co te wszystkie beznadziejnie zakochane dziewczyny w romansach Evans, tylko całkowicie skupiła się na nauce. Co było, jak dla niej, dość śmieszne i nietypowe, bo choć była mądrą dziewczyną, nigdy się nie uczyła. Zawsze jakoś udawało jej się zaliczyć różne testy i eseje, więc nagła nadgorliwa przemiana panny Reece zaczęła niepokoić nauczycieli. Większość z nich próbowała być delikatna. Zaczynała gładko temat i miała nadzieję, że sama się wygada. Było to dość zabawne, kiedy tak kluczyli. Naprawdę. Jedynie Minerwa McGonagall nie bawiła się w żadne ceregiele i bez zbędnych podchodów, zapytała:
- Czy nie uderzyłaś się przypadkiem w głowę, Noelle?
Reece zaskoczona, pokręciła w odpowiedzi głową.
- Ach, to wspaniale, wspaniale. Twoje wyniki naprawdę są świetne i cała Rada Nauczycielska jest zaskoczona, że tak nagle wzięłaś się do nauki i wystrzeliłaś w górę. Ale wszyscy oczywiście bardzo się z tego powodu cieszymy - powiedziała, a jej drgnęły w delikatnym uśmiechu. - Wezwałam cię do siebie, ponieważ jak wiesz, zaczynam dzisiaj rozmowy z uczniami na temat ich dalszej kariery. Czy wiesz już co chcesz robić po zakończeniu nauki w Hogwarcie? - zapytała powracając do swojej zwyczajnej miny. Nelly wykonała gest, który był czymś pośredni między kiwnięciem głową a wzruszeniem ramionami.
- Zastanawiałam się nad pracą w Departamencie Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami. Rozmawiałam już o tym nawet z Profesor Saimą, ale szczerze mówiąc nie mam pojęcia, czy się tam w ogóle zakwalifikuję - powiedziała z westchnieniem panna Reece. Minerwa McGonagall kiwnęła w zamyśleniu głową.
- Rzeczywiście, masz rację. Do tego Departamentu zawsze jest najwięcej chętnych, a wiadomo, że wszystkich nie przyjmą. Ale nie powinno cię to zniechęcać. Masz rękę do zwierząt, więc myślę, że z Testem Kwalifikującym z pewnością byś sobie poradziła. Jeśli to pójdzie ci dobrze, a oceny utrzymasz takie jak teraz, to bez problemu się tam dostaniesz. Trochę więcej wiary w siebie, Noelle, a wszystko pójdzie dobrze - dodała nauczycielka. Gryfonka uśmiechnęła się z wdzięcznością. Po rozmowie z opiekunką od razu poczuła się pewniej. Skoro sama McGonagall była pewna, że sobie poradzi, to nie było się co zastanawiać.
Nelly opuściła gabinet nauczycielki Transmutacji i ruszyła raźnym krokiem w stronę Sowiarni. Chciała napisać kilka słów do swojej siostry ciotecznej, a potem pójść do Profesor Saimy, ale widok Cala sprawił, że natychmiast zmieniła plany. Odwróciła się w drugą stronę i ruszyła przed siebie wyprostowana jak struna. Williams miał jednak widocznie do niej jakąś bardzo ważną sprawę, bo zamiast ją zignorować, ruszył biegiem za nią.
- Panno Reece! - rzucił głośno. Nelly przystanęła zrezygnowana i wbiła spojrzenie w jeden z portretów, gdzie jakaś arystokratka z prawdziwą werwą biła jakiegoś rycerza po głowie.  Przez chwilę marzyła, aby w jakiś magiczny sposób znaleźć się daleko stąd, ale potem wróciła do rzeczywistości.
Okazało się, że Profesor Saima miała jakiś wypadek w rodzinie i musiała wziąć urlop. Gajowy Hagrid przepadł gdzieś w lesie i nie miał kto zapędzić do grządek małych hraczków, potworków, które kształtem przypominały ułamaną gałąź.  Spały w ziemi, a ich ślina potrzebna była do wielu eliksirów. Były jednak bardzo młode i oczywiście skore do zabaw. Rozpierzchły się po całych błoniach i nikt nie wiedział jak zapędzić je do spania.
- Wysłałem już do Seraviny patronusa w tej sprawie. Powiedziała mi, żebym poprosił cię w jej imieniu o pomoc, ponieważ sama nie zdąży dzisiaj wrócić, a hraczki jeśli nie zakopią się w ziemi, zamarzną - powiedział rozkładając ręce, jakby chciał usprawiedliwić się, że z nią rozmawia. Nelly kiwnęła głową i szybko ruszyła z Calem w stronę Sali Wyjściowej.
Błonia przedstawiały dość dziwny obraz. Pierwszoklasiści ganiali za hraczkami, które latały w kółko wydając przy tym głośne, chrobotliwe dźwięk. Noelle pokręciła z przerażeniem głową.
- Cal, powiedz im żeby tu natychmiast przyszli. Jak te potworki za bardzo się rozbrykają, to żadną siłą nie wsadzimy ich do grządek - powiedziała. Williams wykonał jej polecenie i po chwili tuż przed Noelle stanęła grupa zmachanych pierwszaków.
Gryfonka przedstawiła im szybko plan działania i razem wzięli się do roboty. Nie był on za bardzo skomplikowany. Polegał na tym, że ona odwróci ich uwagę, śpiewając, a oni zbiorą powoli hraczki i ustawią je przed nią.
Williams przyglądał się Nelly, która czystym, wysokim głosem śpiewała jakąś cichą melodię. Potworki przestały biegać i zaczęły ziewać. Uczniowie tymczasem szybko łapali je i ustawiali tuż przed Noelle. Kiedy wszystkie zostały wyłapane, Reece umilkła, a hraczki nie zwracając już na nikogo uwagi, ruszyły w stronę grządek i powoli zakopały się w ziemi.
Nelly odwróciła się w drugą stronę i z zaskoczeniem zauważyła Williamsa, który jej się przyglądał.
- Och... Myślałam, że już poszedłeś - mruknęła. Poprawiła nerwowo niebieskie włosy  i uśmiechnęła się z przymusem. - Dowidzenia, profesorze - dodała i ruszyła szybko przed siebie. Cal zacisnął usta w wąską linię i zanim pomyślał, złapał ją za dłoń.
- Nelly... - wyszeptał patrząc jej w oczy. Gryfonka pokręciła tylko głową i szybko wyswobodziła rękę z jego objęć.
- Lepiej żeby nikt tego nie widział - powiedziała i zniknęła zanim zdążył się zorientować.

* * *

Polynappe usiadła na kanapie w Pokoju Wspólnym Slytherinu. Często tak robiła wieczorami, kiedy najzwyczajniej w świecie się nudziła. Lubiła w spokoju obserwować ludzi. Mogła wtedy ich zobaczyć. Naprawdę z o b a c z y ć. Na ich twarzach umiała dostrzec źle skrywany niepokój albo rozbawienie. U Anny Yaxley widziała prawdziwą determinację, a u Colina znudzenie, które za wszelką cenę starał się ukryć.
Ludzie byli zupełnie inni, kiedy myśleli, że nikt nie patrzy. Ale tak naprawdę. Na krótki moment pozwalali sobie na sarkastyczny uśmiech triumfu, czy lekkie drżenie dłoni, którą natychmiast zaciskali w pięść.
Przyglądała się ludziom, gdy siedziała na lekcjach i jadła kolację. Każdy chciał coś ukryć tylko nie mały, gruby Peter Pettigrew. Był jak otwarta księga. Strach i samotność można było wyczytać z jego oczu. Wstyd, kiedy ludzie mu się przyglądali. I radość, kiedy spoglądał na przyjaciół. Był nikim. Ale w Poly uderzyła najmocniej jego niewinność. Był tak łatwym celem, że z łatwością razem z resztą ślizgonów, mogli go wyszkolić. Musiał mieć tylko poczucie, że komuś na nim zależy. 
Chłopakom nie podobało się to. Szczególnie Snape kręcił nosem. Ale wiedział tak jak ona, że jako szpieg pracujący dla Czarnego Pana dla innych będzie kimś niespodziewanym. A przecież tego właśnie szukali.

* * *

Tessa siedziała z Tim'em w Bibliotece i bez sensu przerzucała kartki jednej z książek, nawet jej nie czytając. Timothy z początku powstrzymywał się od komentarza, ale kiedy zaczęła robić po raz dziesiąty z kolei, wreszcie nie wytrzymał.
- Czy coś się gryzie, Tess? - zapytał patrząc na swoją siostrę uważnie. Dziewczyna wzdrygnęła się.
- Mnie? No co ty! - zawołała niemalże od razu. Tim uniósł brwi do góry.
- A więc chodzi o Syriusza, mam rację? - powiedział bez żadnych wstępów. Wetterlid ułożyła usta w podkówkę. Miała zamiar temu zaprzeczyć, ale w końcu westchnęła i kiwnęła głową. Od tamtego pocałunku, unikała go. Unikała Syriusza Blacka jak tylko mogła. Bała się tego, co między nimi zaszło. Bała się, że jeśli się zaangażuje w związek z nim, wszystko potoczy się tak jak z Felixem.
Timothy westchnął i złapał Tessę za rękę.
- Siostrzyczko, posłuchaj mnie bardzo uważnie. To twoje życie i nie mam prawa się mieszać, ale... Nie odtrącaj go. Nie odtrącaj Syriusza Blacka. On nie jest Felixem. Black tak bardzo cię kocha, że byłby gotów oddać życie za ciebie. Zresztą to, chyba sama bardzo dobrze wiesz.
- Tak, tylko ja... Nie wiem co mu powiedzieć - odparła szeptem. Tim uśmiechnął się łagodnie w odpowiedzi.
- Posłuchaj serca, Tess. Samo ci podpowie.

* * *

Nadchodził wieczór. Peter przyrządzał właśnie dla siebie górę kanapek na wypadek, gdyby w nocy zgłodniał. Był tak pochłonięty zrobieniem ich jak najwięcej, że nie zwrócił uwagi na osobę, która weszła do środka. Dopiero kiedy skończył, zobaczył tą śliczną dziewczynę z Halloween, która siedziała z nim przy stoliku. Czarne włosy opadały jej na ramiona, a w jej oczach było widać jakiś błysk. Przyglądała mu się z namysłem, a Peter czując wzrok ślizgonki na sobie, zarumienił się po czubki włosów.
Dziewczyna zaśmiała się, widząc to.
- Tak, wiedziałam, że skądś cię kojarzę. Jesteś tym małym co chodzi krok w krok za Potterem i jego świtą? - zapytała unosząc brwi. Petigrew speszył się lekko. Nigdy nie rozmawiał z dziewczynami, a ślizgonka naprawdę go onieśmielała. Przełknął szybko ślinę i schował spocone ręce za plecy.
- Yhm, t-tak... To ja... - mruknął w odpowiedzi, spuszczając szybko wzrok. Polynappe pokręciła głową.
- Już chyba jednak tak za nimi  nie chodzisz, co? Twoi właśni przyjaciele cię porzucili. Kto by się tego spodziewał po honorowych gryfonach - prychnęła ze śmiechem i ruszyła w stronę drzwi. Była już blisko nich, kiedy odwróciła się niespodziewanie i spojrzała na niego dziwnym wzrokiem. Jakby z litością.
- Jeśli chciałbyś się na nich zemścić, przyjdź do Lochów - mruknęła z uśmiechem. - Czarny Pan kompletuje nowych popleczników i każdy gryfon się przyda. Nawet taki jak ty.


______________________

Okej, następny rozdział w niedzielę. Jesteśmy już bardzo blisko końca, także nie będę was katować rozdziałami raz w miesiącu. Wszystko to za sprawą mojego brata bo zrobił (tak mniej więcej) neta na kompie. Trochę się zacina, ale jest! :D 
Przy okazji zapraszam was na Zagubione Niebo, blog gdzie będę umieszczać miniaturki Potterowskie (i nie tylko).
Pozdrawiam

5 komentarzy:

  1. Jeju, jak szkoda mi Petera. Pięknie opisałaś te jego uczucia. A postać Polynappe - bardzo intrygująca.

    OdpowiedzUsuń
  2. W końcu coś z Tessą! Więcej jej poproszę w następnym rozdziale :3

    OdpowiedzUsuń

Ulica Pokątna

Zwiastun bloga mojego autorstwa.

Zamów Proroka Codziennego