poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Rozdział 30


          Całe błonia tonęły w kałużach deszczu, który wciąż lał i zdawał się nie mieć końca. Zamek natomiast ogarnęło leniwe otępienie i senność. Uczniowie mieli wrażenie, że lekcje trwają wieczność, choć minęły zaledwie trzy godziny. Nawet Huncwoci nie mieli siły na wygłupy, a Minerwa McGonagall od czasu do czasu odpływała na chwilę i beznamiętnie przypatrywała się krajobrazowi za oknem. Zdawało się, że przypominają jej się jakieś wspomnienia. Najwyraźniej były one zbyt smutne, ponieważ nauczycielka szybko odwracała wzrok, wzdychała cicho i znów powracała do lekcji.  

Szkolna Biblioteka została zamknięta pozornie z powodu remontu, ale Evans widziała jak pani Margaret spała smacznie oparta głową o książkę, którą musiała wcześniej czytać. W taką pogodę nauka nie miała zresztą najmniejszego sensu. Lily była pewna, że nawet jeśli coś udałoby jej się nauczyć, zaraz i tak natychmiast by o tym zapomniała. Kiedy Evans wróciła po obiedzie do Pokoju Wspólnego niemalże od razu opadła na wolną kanapę. Nie miała siły, aby dojść do dormitorium. Tak samo zresztą jak większość gryfonów, która porozkładała się na parapetach oraz kątach. Jedni czytali coś, inni rozmawiali przyciszonym głosami, a inni spali jak zabici. No cóż był to niecodzienny widok.  
Evans przeciągnęła się leniwie jak kotka i zamknęła oczy. Chciało jej się tak bardzo spać... Przymknęła powieki i prawie od razu odpłynęła. Wzdrygnęła się jednak nagle i natychmiast otworzyła powieki. Grzmot, który rozległ się na dworze był tak potężny, że zdawał się pochodzić z bardzo bliska, przez co Lily zadrżała na całym ciele. Oczywiście wiedziała, że żaden piorun nie może trafić w szkołę, otaczały ją bardzo potężne zaklęcie ochronne. Mimo to zaczęła się trząść jak galareta. Od małego nie cierpiała burzy. Raz podczas wakacji została sama z Petunią w domu, która ciągle ją straszyła i śmiała się jak opętana. Do tej pory miała dreszcze na wspomnienie swojej siostry, która raz w środku nocy podczas burzy z piorunami wyskoczyła z szafy i nabawiła ją tym prawie o palpitację serca. Od tamtej pory nie znosiła piorunów, na samą myśl o nich włoski jeżyły jej się na karku. 
Lily rozejrzała się rozpaczliwie po Pokoju Wspólnym. Nikogo jednak nagły grzmot nie wzburzył tak bardzo jak Evans. Kiedy znów rozległ się błysk i nastąpił kolejny potężny huk, Ruda biegiem ruszyła do swojego dormitorium przeskakując nad gryfonami, jak przez jakiś specjalny tor przeszkód. Lily miała nadzieję, że zastanie kogoś w pokoju, ale nie było w nim ani Tessy ani Noelle.
Czym prędzej z niego wybiegła. Nie chciała sama siedzieć w pokoju, za bardzo się bała, że może trafić ją piorun - co było głupotą, oczywiście. Mimo to lęk przed piorunami przysłonił jej doszczętnie racjonalne myślenie. Tak bardzo, że z rozpaczy rzuciła się w stronę dormitorium Huncwotów. Ich drzwi były lekko otwarte, zastawione butem. Evans zmarszczyła brwi, kopnęła bucika w głąb pokoju, zapukała cicho i weszła do środka zamykając za sobą dokładnie drzwi.
- Halo, jest tu ktoś? - zawołała. Pokój Huncwotów w odróżnieniu do Salonu naprawdę wyglądał jak tor przeszkód. Na ziemie leżały specjalnie położone przedmioty, po których chodzili mieszkańcy tego pokoju. Evans postanowiła, że nie będzie próbować omijać przedmiotów tylko będzie po nich chodzić. Podłoga dormitorium była jak prawdziwe pole minowe. Nigdy nie można było przewidzieć, co się akurat stanie, kiedy stanie się na którąś z desek.  
Huk, który nagle się rozległ był tak potężny, że Lily ze strachu o mało co się nie wywróciła. W ostatniej chwili ktoś jednak podał jej rękę, a ręka ta należała do pewnego przystojnego szatyna.  
James Potter złapał ją w ostatniej chwili, niezwykle rozbawiony, jak to on. Trzymał ją tak w ramionach uśmiechnięty szeroko i wpatrywał się w jej szmaragdowe oczy, które tak bardzo kochał.  
Evans poczuła, że rob jej się słabo. Od tamtego Walentynkowego wieczoru minęły dwa tygodnie. Nie rozmawiali jednak jeszcze o tym, co się między nimi wydarzyło. Nie było czasu. 
A może to była tylko jej wymówka. W końcu zdawała sobie sprawę z tego, że w końcu musi do tego dojść, że w końcu muszą o tym porozmawiać. Ale postanowiła odkładać to jak najdłużej.  
- Zdradzisz mi, co ty tutaj robisz, Evans? - zapytał James, kiedy wreszcie wyrwała się z jego objęć. Lily nic nie odpowiedziała. Potter chyba się jednak domyślił, bo spojrzał ukradkiem na obraz za oknem, a potem na Rudą i uśmiechnął się.  
- Ach, rozumiem! Stęskniłaś się za mną, prawda? - powiedział błyskając zębami, a potem złapał ją za rękę i pociągnął w stronę drzwi. - Chodź, zabiorę cię na czekoladę - dodał. Po chwili zatrzymał się jednak gwałtownie i wbił przed siebie przestraszony wzrok. Lily spojrzała na niego ze zdumieniem, nie wiedząc, co się takiego stało. Ale kilka sekund później wszystko się wyjaśniło. Potter zawył żałośnie i rzucił się w stronę drzwi z rozdzierającym okrzykiem: 
- Nie, nie, nie! - wrzeszczał tak chyba z pięć minut przytulając się do nich, a potem zwrócił się  w stronę Lily, a jego oczy nagle rozbłysły.  
- Tak, tak, tak! - krzyknął a następnie rzucił się na swoje łóżko i spojrzał z zadowoleniem na Evans, która dopiero teraz spostrzegła, że w drzwiach nie ma klamki. Spojrzała z niedowierzaniem na James'a, który przyglądał się jej z wesołym błyskiem w oku i zapytała:  
- Co zrobiłam? 
- No cóż, ostatnio ja i Syriusz eksperymentowaliśmy sobie w dormitorium i przez przypadek - naprawdę nie wiem w jaki sposób - klamka od  drzwi ożyła. Troszkę się posprzeczałem z nią, w celu wyjaśnienia powiem, że mieliśmy zupełnie inne poglądy na różne tematy, a ona oznajmiła, że jestem niezbyt miłą istotką i zagroziła, że zablokuje mi drzwi na amen. Oczywiście nie przejąłem się tą prośbą, ale na wszelki wypadek postanowiłem zostawić drzwi lekko uchylone, gdyby klamka chciała jednak doprowadzić swoje niecne plany do czynu. No i jak wygląda, pomogłaś jej w tym, bo zatrzasnęłaś je, a ona skorzystała z okazji i uciekła - powiedział ze stoickim spokojem. Evans przeraziła się.  
- No to jej poszukajmy! - zawołała. James pokręcił głową.  
- Lepiej nie. Ta klamka jest naprawdę sprytna, co zadziwia mnie najbardziej. No ale w końcu przez tyle lat oglądała nasze poczynania w tym dormitorium, więc w sumie nie ma się co dziwić. Jak zostawimy ją w spokoju to się znudzi i wróci na swoje miejsce, a tymczasem musimy tutaj przeczekać - powiedział rozsądnie Potter. Choć słowo "rozsądnie i "Potter" powinno się wykluczać.  Evans miała zamiar się kłócić, naprawdę. Ale kolejny grzmot tak nią wstrząsnął, że nie myśląc długo, rzuciła się w stronę łóżka Pottera i zakopała w pościeli. Rogacz zaczął się śmiać. Śmiał się jak opętany, że na chwilę zabrakło mu tchu. A kiedy wreszcie złapał oddech, wysapał: 
- No kto by się spodziewał, że sama wskoczysz mi do łóżka, Liluś!  
Twarz panny Evans pokryła się rumieńcem. Nie do końca można było jednak zidentyfikować, czy był to rumieniec wściekłości, czy wstydu. Potter wiedział jednak, co może nastąpić, więc dla bezpieczeństwa przeskoczył na łóżko Syriusza. Tak na wszelki wypadek, gdyby Evans wpadła na pomysł, aby go zamordować.  
Przypuszczenia Pottera w rzeczywistości okazały się prawdą. Lily, owszem, wpadła na taki pomysł i miała zamiar go zrealizować. Zanim jednak do tego doszło, oparła się ręką o ścianę i nastąpiło coś przedziwnego. 
W ścianie  pojawiła się mała dziura, która z każdą kolejną chwilą zaczęła się powiększać  aż w końcu otwór był na tyle duży, że można było się w nim zmieścić. Lily zamarła z zaskoczeniem zresztą zupełnie tak samo jak James. 
- Czy ja dobrze widzę Potter, czy już mam zwidy? - zapytała Ruda wciąż nie mogąc w to uwierzyć. Rogaczowi udało się wreszcie zamknąć buzię, a kiedy już to zrobił znów skoczył na swoje łóżko i wylądował tuż obok Lily. Przetarł kilka razy powieki i zamyślił się.  
- Zwidy wykluczam. Zostaje nam pierwsza opcja - oznajmił. Przez chwilę posiedzieli jeszcze w ciszy, a potem James ruszył w stronę dziury. Evans szarpnęła go za ramię.  - No co ty! Przecież nie wiemy, gdzie to przejście prowadzi! - zawołała. - A więc się dowiemy, Lily. No, chodź! Chcesz zostać tutaj sama? - powiedział uśmiechając się wesoło. Oczywiście, że Evans wolałaby zostać w tym potwornym pokoju pełnym brudu i pułapek niż wchodzić w dziurę, która mogła zaprowadzić ich niewiadomo gdzie. Założyła ręce na ramiona i udała, że nie obchodzi ją to, że zostanie w dormitorium sama. Podczas burzy.
Nagły huk tak bardzo ją przestraszył, że prawie spadła z łóżka. Nie myśląc długo ruszyła za Potterem, który dusił się ze śmiechu. Na szczęście Evans tego nie widziała.  Przez kilka minut szli wąskim korytarzem nim trafili do jakiejś Sali. Była pełna przeróżnych obrazów, które spoglądały na nich z zaciekawionymi uśmiechami. Lily kompletnie nie zwracała na nie uwagi.  
- Co teraz? - spytała z rezygnacją. Oczywiście oboje wiedzieli, co teraz. Powinni spytać o drogę te obrazy, ale z racji tego,  że tu gniją nie będą chciały ich wypuścić. Usiedli blisko siebie i zamilkli na moment.  
- Lily?  
- Tak? 
- Czy mogę cię o coś zapytać?  
- No jasne, o co chodzi - odparła spoglądając na niego. James wziął głęboki oddech.  
- Dlaczego mnie unikasz? - zapytał. Niby takie niewinne pytanie, ale Evans od razu poczuła, że zrobiło się jej gorąco.  
- Wcale cię nie unikam - mruknęła odwracając wzrok. Potter złapał ją delikatnie za brodę i odwrócił w swoją stronę.- Przestań, Lily. Wiem, że tak jest. Nie chcę na ciebie naciskać. Po prostu nie rozumiem czego się boisz. I dlaczego zachowujesz się jakby nic się nie wydarzyło. Oboje wiemy, że jest wręcz przeciwnie - powiedział cichym głosem. Jego czekoladowe oczy błyszczały, kiedy na nią spoglądał. Widziała w nich pragnienie, aby powiedziała mu, że wcale się nie boi. Ale nie mogła, ponieważ w rzeczywistości bała się. Z jednej strony kochała Jamesa Pottera. Kochała go już od dawna tylko nie zdawała sobie z tego sprawy. Przypomniały jej się słowa Bastiana, które wypowiedział kilka miesięcy temu zanim ją zostawił. Miał całkowitą rację. Ale z drugiej strony... Nie miała pojęcia jak miałby wyglądać ich związek. Nie mogła sobie tego wyobrazić. W głębi serca bała się, że im się nie ułoży i że znów będzie miała złamane serce.  Nie powiedziała jednak tego na głos.  James spoglądał na nią przez chwilę w milczeniu. Jego wzrok się zmienił. Znikły z jego oczu te ciepłe iskry, które w nich tak uwielbiała, a zamiast nich pojawił się zawód. Był tak wielki, że musiała odwrócić wzrok.  
- Dla ciebie to nic nie znaczyło, prawda? - zapytał po dłuższej chwili ciszy. Panie i panowie na portretach wstrzymali oddech.  
- James, to nie tak... - zaczęła, ale on jej przerwał.  
- W porządku - powiedział tak lodowatym tonem, że włoski zjeżyły jej się na karku. - W porządku - dodał sucho i odwrócił się na pięcie. Ogarnął wzrokiem portrety, a potem podszedł do jednego z nich i przesunął go mimo protestów pewnego rycerza. Lily stała w miejscu i nie mogła zmusić się, aby ruszyć przed siebie. Zupełnie tak jakby nagle wrosła w ziemię.  
- On cię kocha, głupia! Leć za nim! - wrzasnęła jakaś dama dając upust swoim emocjom. Evans postanowiła jej posłuchać. Przeszła przez portret, pokonała krótki korytarz w tempie ekspresowym i znalazła się na szóstym piętrze. Rzuciła się pędem w kierunku James'a, który szedł przed siebie z rękami wciśniętymi głęboko w kieszenie.  
- Poczekaj! - zawołała doganiając go. Potter przystanął gwałtownie i odwrócił się w jej stronę.  
- Czy my się znamy? - zapytał chłodno. Lily na chwilę stanęło serce. Zdążyła się jednak opanować.  
- James, nie wygłupiaj się... 
- Ja? Ja się wygłupiam? Najpierw dajesz mi nadzieję, Evans. A potem ją niszczysz - powiedział starając się, aby nie dostrzegła jak bardzo go to boli. - Dokonałaś wyboru. Teraz oboje będziemy musieli z tym żyć. 


* * * 


Remus zamknął powieki i cicho westchnął.  Pełnia.  
Zawsze jakiś czas przed nią dopadał go wielki strach. Nigdy nikomu o tym nie mówił, ale zaczęło się od tego, że kiedy został ugryziony, podczas jednej z pełni prawie ugryzł własną matkę. Od tamtej pory zawsze towarzyszył mu strach przed tym, że sam może kogoś ugryźć i sprawić, że jego życie wyglądałoby tak jak jego. Pełne strachu. Pełne tego oszałamiającego bólu.  
Oddychaj, powtórzył sobie w myślach zaciskając ręce w pięści. Wyglądał strasznie. Miał pod oczami wielkie cienie i był bardzo zmęczony. Nie mógł jednak zasnąć dręczony przez koszmary. W każdym bądź razie tak sobie wmawiał.  
Całkowicie dobiła go sytuacja z Amber. Czuł się jak idiota, skończony idiota. Dlaczego się w niej zakochał? Przecież nigdy jej nie lubił i zawsze się z nią kłócił. Irytowała go w każdym calu, więc jak mogło dojść do tego, że zapałał do niej uczuciem? Merlinie, w co on się wpakował?  
Strażniczka Biblioteki zwana również Panią Margaret, podeszła do Remusa i położyła mu dłoń na ramieniu.  
- Lupin, wyglądasz strasznie. Może powinieneś pójść do Elsy? Jeśli źle sypiasz z pewnością przepisze ci coś na sen - powiedziała z prawdziwą troską. Remus zgodził się. W końcu rzeczywiście powinien trochę odpocząć przed pełnią.  
Wstał powoli, zamknął książkę i ruszył w stronę Skrzydła Szpitalnego. Pani Elsa ustawiała słoiczki z różnymi eliksirami oraz maściami na półkach i szafkach. Nuciła coś właśnie pod nosem, kiedy spostrzegła Lupina.  - Remusie! - zawołała przestraszona na jego widok. Gryfon uśmiechnął się lekko i usiadł na jednym z łóżek. W Skrzydle akurat nikogo nie było. Elsa podeszła do Remusa i przez chwilę przyglądała mu się z troską, a potem podała mu jakiś słoiczek.  
- Trzymaj, Lupin. Wystarczy jeden łyk i zaśniesz na przynajmniej siedem godzin. Wątpię jednak żeby to wystarczyło. Nie spałeś chyba od kilku dni, co? W razie gdybyś przespał cały dzień, zwolnię  cię u Albusa - powiedziała. Następnie potargała mu włosy i uśmiechnęła się. Lupin podziękował jej. Naprawdę lubił panią Elsę. Była prawdziwym aniołem. Martwiła się o niego jakby był jej synem. Kiedy po raz pierwszy prowadziła go do Wrzeszczącej Chaty, płakała jak mała dziewczyna, choć oczywiście starała się to ukryć.  
Remus pomachał jej ręka na pożegnanie i ruszył w stronę drzwi. Kiedy wychodził prawie wpadł na Amber. Minął ją bez słowa i ruszył szybkim krokiem przed siebie.  
Nie wiedział, że ona mu się przygląda.


____________________________

Jeszcze tydzień został do  testów. Jeeju jak to szybko zleciało, masakra.

10 komentarzy:

  1. Jak mogłaś?! Jak mogłaś?!
    Oficjalnie jestem obrażona.
    Tam miała być kropka nienawiści.
    A tak na serio to rozdział cud, miód i wiśniówka.
    Pozdrawiam,
    Nazz.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ech...
    No wiec...
    Ten...
    Dlaczego!? Dlaczego się pytam!
    Oni mają wyjasnic sobie wszystko, pogodzic sie i byc razem szczesliwi! To tyczy się wszystkich! :) :)
    Rozdzial cudny, jak zawsze :D . Współczuję ci, ze masz za tydzien egzaminy! Ja mam jeszcze czas, choc ciągle mówią na lekcjach ,,zapamietajcie to, to moze byc na egzaminie itp."
    Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdzial!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Droga Airi
    Znalazłam Twojego bloga dzięki mojej siostrze, która także czyta Twoje opowiadania, ale nie zostawia komentarzy. Weszłam tu i nie żałuję. Świetnie piszesz!
    Biedny Remus. Musi wygląć koszmarnie...
    Dlaczego? Dlaczego to zrobiłaś?! Lily i James mają się pogodzić! Jak mogłaś...
    Pozdrawiam
    Lavender Potter
    Ps. Zapraszam na mojego bloga http://james-poter.blogujaca.pl

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam tego bloga a najbardziej z par kocham Remusa i Amber <3 czekam na nastepny

    OdpowiedzUsuń
  6. KOCHAM TEGO BLOGA <3 <3 <3 <3 nie moge doczekac sie kolejnego rozdzialu, mam nadzieje ze niedlugo bedzie ;* :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Kiedy nastepny rozdzial???
    P.s. Uwielbiam Lily i Jamesa

    OdpowiedzUsuń
  8. O rany! Boskie! Lily i James muszą oczywiście zepsuć wszystko. Lily powiedz wreszcie, że go kochasz! Proszeeeee <3
    Remus i Amber. Jeju jak ja kocham tą parę :* To tutaj moja ukochana pareczka <3
    Czekam na next i życzę wodospadu weny!
    Pozdrawiam cieplutko Panienka Livvi :))

    OdpowiedzUsuń
  9. Kocham twojego bloga ♡♡♡ nie moge doczekac sie kolejnego rozdzialu. Uwielbiam Amber i Remusa, sa tacy slodcy. Mam nadzieje ze bedzie o nich wiecej w opowiadaniu. Czekam na neelxt i zycze weny ;* ♡

    OdpowiedzUsuń

Ulica Pokątna

Zwiastun bloga mojego autorstwa.

Zamów Proroka Codziennego