Evans przekręciła się na łóżku po raz czterdziesty drugi tej samej nocy. Nie wypiła kakao przed snem przez co teraz nie mogła zasnąć. Zazwyczaj miała wielki zapas w dormitorium, ale zapomniała go uzupełnić i była skazana na umieranie z pragnienia.
- Chcę kakao - wyszeptała błagalnie patrząc na swoje dłonie i umilkła czekając aż zmaterializuje się w jej dłoni. Tak też niestety się nie stało. Westchnęła ponuro i podniosła się. Jej łóżko zatrzeszczało okropnie i przez chwilę martwiła się, że zbudzi dziewczyny, ale one spały tak mocno, że nawet nie drgnęły. Lily westchnęła cicho, nałożyła swoje różowe kapcie w kształcie królików oraz niebieski, miękki szlafrok. Następnie wymknęła się z dormitorium i ruszyła przez Pokój Wspólny zwarta i gotowa, aby dojść do kuchni i wypić swoje kakao.
Niestety nie doszła daleko. Nie obmyśliła planu dość dobrze, to znaczy w ogóle go nie miała. Kroki Filcha rozbrzmiały na korytarzu i Evans w panice rzuciła się pędem w korytarz obok. Niestety Argus, który pracował już trochę czasu w Hogwarcie, poruszał się po nim bardzo szybko co zapewniało mu skuteczność swojej pracy i łapanie delikwentów na schadzkach nocnych. Ruda dalej pędziła jak oszalała, ale miała słabą kondycję. Nienawidziła najbardziej w świecie biegać. Serce tak bardzo łomotało jej w piersi, że była niemalże pewna iż zaraz stamtąd się wyrwie.
Pech chciał, że wpadła w ślepy zaułek. Pozostało jej już tylko jedno - próbować wejść do jedynych drzwi, które były na tym korytarzu, ale niestety były zamknięte. Chciała je otworzyć, ale nie wzięła ze sobą różdżki. Sapnęła ze zmęczenia i zaczęła gorączkowo myśleć. Kiedy kroki Filcha zabrzmiały tuż za rogiem, poczuła, że ktoś kładzie jej rękę na ustach i brzuchu. Chciała wrzasnąć, ale ktoś skutecznie jej to uniemożliwił. Po chwili ujrzała Pottera, który wciągnął ją pod pelerynę-niewidką. Przyciągnął ją do siebie, bardzo blisko. Evans chciała się odsunąć nadal zła za to że ją prowokował w Pokoju Wspólnym, ale wiedziała, że jeśli to zrobi, Filch zobaczy jej nogi i da jej szlaban. A to nie mogło się zdarzyć. Każdy taki groził jej reputacji, która była już i tak nieźle zszargana przez Pottera.
Westchnęła w myślach i przywarła do Jamesa. Tkwili tak blisko siebie całe pięć minut. Musieli wysłuchiwać przez ten czas okropnych uwag starego Filcha, który jak zwykle obrażał uczniów, a potem tego jak użala się sam nad sobą. James poruszył się nerwowo.
- Evans, jeśli on dalej będzie tak gadał to zleci się tu pani Noriss, a na nią moja niewidka nie działa - wyszeptał cicho na co Lily poczuła, że przeszedł ją gorący dreszcz. Przełknęła cichutko ślinę i kiwnęła głową.
- W takim razie musimy się stąd wydostać - powiedziała. Oboje przyciśnięci do siebie zaczęli ruszać powoli w stronę wyjścia z korytarza. Robili to z wdziękiem emerytowanego ślimaczka winniczka. Ruda, która o mało nie poślizgnęła się przez te swoje głupie kapcie wydałaby ich gdyby nie Potter, który złapał ją za rękę. Oboje zastygli bez ruchu czekając na reakcję Filcha. Argus dalej stał i lamentował. Był tym tak bardzo zajęty, że nie zwrócił uwagi na fruwające w powietrzu różowe kapcie - króliczki. Zarówno Lily jak i Rogacz odetchnęli z ulgą i przesunęli się dalej. Byli już blisko kiedy dobiegło ich miauknięcie. Długie i przerażające należące tylko do jednego zwierzaka, Pani Noriss. Oboje spojrzeli na siebie porozumiewawczo.
- Na trzy - szepnął jej Potter do ucha.
- Dobra - zgodziła się dziewczyna. Kiedy doszło do trzech oboje wystartowali i ruszyli biegiem przed siebie. Lily została trochę w tyle. Kiedy byli już niedaleko kuchni, poślizgnęła się i upadła na ziemię.
- Cholerne kapcie! - krzyknęła pod nosem.
- Evans! - jęknął James i podbiegł do niej.
- Idź, Potter. Zaraz będzie tutaj Filch, a ja chyba złamałam nogę... - powiedziała. Rogacz westchnął, ale decyzję podjął w ułamku sekundy. Nie zwracając na komentarze Evans rzucił się w stronę portretu z owocami. Połaskotał gruszkę i pociągnął za klamkę, a potem szybko zamknął drzwi. Następnie położył Evans na krześle i wyprostował się.
- Ważysz chyba z tonę - oświadczył masując kark. Lily rzuciła mu tylko ostrzegawcze spojrzenie. Gryfon westchnął, a następnie nachylił się nad jej nogą i sprawdził czy naprawdę jest złamana. Na szczęście nie była. Evans tylko lekko ją stłukła.
- Dziękuje - powiedziała z uroczym uśmiechem, gdy przyniósł jej kakao do rąk.
- Za co? - zapytał z uniesionymi brwiami.
- Przecież wiesz.
- Chcę to usłyszeć z twoich ust.
- Nie ma mowy.
- W każdej chwili mogę cię stąd wyrzucić - zagroził jej.
- No dobra - powiedziała z westchnieniem. - Dziękuje, że uratowałeś mnie przed szlabanem, że nie zostawiłeś mnie na pastawę losu i zaniosłeś do kuchni. Swoją drogą, ja naprawdę tak dużo ważę? - zapytała patrząc na niego wesoło.
- No trochę. Ale nie martw się, Evans. Przypakuję i będę w stanie zaciągnąć cię do ołtarza - powiedział uspokajającym tonem. Lily szturchnęła go, a potem razem w ciszy wypili gorące kakao.
* * *
Następnego dnia Evans z uśmiech wspominała Nocną Wycieczkę jej i Pottera. Mogła go nie lubić, nienawidzić, ale z nikim nie bawiła się tak fantastycznie jak z Jamesem. I o mało nie padła na zawał serca.
Z uśmiechem na twarzy sunęła przez korytarz, kiedy zobaczyła przed sobą Bastiana. Nagle poczuła, że jest jej wstyd. Przecież była z Bastianem. I kochała go! Znali się bardzo krótko, ale jej serce tańczyło sambę na jego widok. Uwielbiała spędzać z nim czas. A z Potterem nic ją nie łączyło, więc dlaczego czuła się tak jakby go w jakiś sposób zdradziła?
- Cześć, słońce! - zawołał na jej widok. - Jesteś strasznie czerwona. Dobrze się czujesz?
- Och, tak, tak. Tylko trochę mi gorąco... - powiedziała słabo. Chłopak spojrzał na nią z troską i przyłożył jej rękę do twarzy.
- Jesteś cała rozpalona - odparł po chwili. Rzeczywiście to była prawda. Dopiero po chwili uzmysłowiła sobie, że może to przez to iż biegła jak wariatka w nocy przez korytarze. A o tej porze zawsze jest na nich zimno. Postanowiła jednak, że nie powie mu o tym. To był sekret jej i Pottera, jakkolwiek to brzmiało. I nie chciała, aby ktoś inny o tym wiedział.
- Wiesz to chyba przez okno w naszym dormitorium. Otworzyłam je i zapomniałam zamknąć - mruknęła. Chłopak westchnął cicho.
- Chodź, rudzielcu. Idziemy do pani Elsy zanim się całkowicie rozchorujesz, a tak przynajmniej może uda się ukrócić twoje cierpienie - powiedział i dał jej całusa w czoło, a potem złapał za rękę i zaciągnął do Skrzydła Szpitalnego.
Pani Elsa Colton była wysoką blondynką o łagodnych, niebieskich oczach. Włosy zawsze splatała w warkocza oraz nosiła na sobie białe, zwykłe ubranie. Miała około trzydziestu lat jednak rysy jej twarzy wskazywały jakby była o wiele starsza. Mimo to i tak wyglądała bardzo ładnie. Zawsze chodziła uśmiechnięta, ale tak naprawdę dusiła w sobie smutek. Jej mąż, Edward był Aurorem i został poważnie ranny w czasie ważnej akcji. Został odznaczony Orderem Merlina, ale co z tego skoro umarł. Pani Elsa długo dochodziła do siebie. Jej własny mąż umarł na jej rękach i choć wszyscy powtarzali, że to nie jej wina, że zmarł, ona nie przyjmowała tego do wiadomości. Powrót do szpitala był dla niej trudny. Była Uzdrowicielem i z całego serca pragnęła pomagać, ale nie mogła patrzeć na śmierć swoich pacjentów. Załamała się, ale uratował ją Albus Dumbledore. Zaproponował jej pracę jako pielęgniarka w Hogwarcie. Przyjęła ją. To dzięki niej powoli doszła do siebie. W szkole zawsze się coś działo przez co można było zupełnie zapomnieć o otaczającym świecie. Do tego nigdy nie brakowało w Skrzydle Szpitalnym osób, które potrzebowały opieki medycznej.
Na widok Lily i Bastiana, Elsa uśmiechnęła się. Evans przychodziła czasami jej pomagać układać leki lub sterty papierów. To dzięki temu wiele się o niej dowiedziała i wiedziała, że zawsze mogła na nią liczyć.
- Co tam się stało, moje gołąbeczki? - zapytała. Blondyn wskazał teatralnym gestem rudowłosą.
- Otworzyła okna i poszła spać, pani Elso - powiedział. - Chyba już mnie nie kocha, jutro mamy randkę, a przez to, że jest cała rozpalona będę musiał ją odwołać i zmienić termin o ile w ogóle będzie chciała iść - dodał zbolałym tonem. Pielęgniarka pokręciła z politowaniem głową, natomiast Lily rzuciła swojemu chłopakowi pełne oburzenia spojrzenie.
- Przecież żartowałem! - mruknął podnosząc ręce co miało oznaczać kapitulację.
- Nie, nie, nie. Cicho bądź, Frehley. Zaraz zaczniecie się kłócić i mi ucieknie. Wskakuj na łóżko, mała. Zaraz podam ci leki. Obawiam się jednak, że zostaniesz tutaj na noc. Chyba, że chcesz się całkiem rozchorować - powiedziała tonem nieznoszącym sprzeciwu. Evans westchnęła i poddała się badaniom. Następnie położyła się na łóżku, przykryła kocem i czekała aż wróci pani Elsa.
- Tylko nie... - zaczęła Lily z szeroko otwartymi oczami.
- Szkiele-Wzro! Hej, kochanie trzymaj się. Przeżyjesz to - powiedział rozbawiony krukon. Gryfonka rzuciła mu wściekłe spojrzenie. To była kara za to że zataiła przed nim Nocną Wycieczkę jej i Pottera. Westchnęła głośno i wypiła zawartość szklanki jednym haustem. Kiedy tylko przełknęła, jej twarz wykrzywił tak okropny grymas, że Bastian zatrząsł się i z trudem powstrzymał, aby nie wybuchnąć śmiechem.
- Zuch dziewczynka - oznajmiła pani Elsa. - A ty Bastian masz jeszcze dwie minuty, a potem zmykaj. Lily musi porządnie się wygrzać - dodała po chwili. Krukon kiwnął głową i pochylił się nad Evans.
- Kochasz mnie? - zapytał zaczepnym tonem.
- Nie - odparła odwracając się w drugą stronę.
- To dobrze bo ja ciebie też nie - mruknął z ulgą. Lily odwróciła się z oburzeniem i zamachnęła się. Chłopak cudem uniknął jej ciosu.
- Lecę, jędzo. Odpoczywaj - powiedział krukon i dał jej całusa w czoło, a potem opuścił Skrzydło Szpitalne. Evans uśmiechnęła się mimo woli. Bastian był taki kochany.
Odwróciła się w drugą stronę i powoli zasnęła.
Pani Elsa Colton była wysoką blondynką o łagodnych, niebieskich oczach. Włosy zawsze splatała w warkocza oraz nosiła na sobie białe, zwykłe ubranie. Miała około trzydziestu lat jednak rysy jej twarzy wskazywały jakby była o wiele starsza. Mimo to i tak wyglądała bardzo ładnie. Zawsze chodziła uśmiechnięta, ale tak naprawdę dusiła w sobie smutek. Jej mąż, Edward był Aurorem i został poważnie ranny w czasie ważnej akcji. Został odznaczony Orderem Merlina, ale co z tego skoro umarł. Pani Elsa długo dochodziła do siebie. Jej własny mąż umarł na jej rękach i choć wszyscy powtarzali, że to nie jej wina, że zmarł, ona nie przyjmowała tego do wiadomości. Powrót do szpitala był dla niej trudny. Była Uzdrowicielem i z całego serca pragnęła pomagać, ale nie mogła patrzeć na śmierć swoich pacjentów. Załamała się, ale uratował ją Albus Dumbledore. Zaproponował jej pracę jako pielęgniarka w Hogwarcie. Przyjęła ją. To dzięki niej powoli doszła do siebie. W szkole zawsze się coś działo przez co można było zupełnie zapomnieć o otaczającym świecie. Do tego nigdy nie brakowało w Skrzydle Szpitalnym osób, które potrzebowały opieki medycznej.
Na widok Lily i Bastiana, Elsa uśmiechnęła się. Evans przychodziła czasami jej pomagać układać leki lub sterty papierów. To dzięki temu wiele się o niej dowiedziała i wiedziała, że zawsze mogła na nią liczyć.
- Co tam się stało, moje gołąbeczki? - zapytała. Blondyn wskazał teatralnym gestem rudowłosą.
- Otworzyła okna i poszła spać, pani Elso - powiedział. - Chyba już mnie nie kocha, jutro mamy randkę, a przez to, że jest cała rozpalona będę musiał ją odwołać i zmienić termin o ile w ogóle będzie chciała iść - dodał zbolałym tonem. Pielęgniarka pokręciła z politowaniem głową, natomiast Lily rzuciła swojemu chłopakowi pełne oburzenia spojrzenie.
- Przecież żartowałem! - mruknął podnosząc ręce co miało oznaczać kapitulację.
- Nie, nie, nie. Cicho bądź, Frehley. Zaraz zaczniecie się kłócić i mi ucieknie. Wskakuj na łóżko, mała. Zaraz podam ci leki. Obawiam się jednak, że zostaniesz tutaj na noc. Chyba, że chcesz się całkiem rozchorować - powiedziała tonem nieznoszącym sprzeciwu. Evans westchnęła i poddała się badaniom. Następnie położyła się na łóżku, przykryła kocem i czekała aż wróci pani Elsa.
- Tylko nie... - zaczęła Lily z szeroko otwartymi oczami.
- Szkiele-Wzro! Hej, kochanie trzymaj się. Przeżyjesz to - powiedział rozbawiony krukon. Gryfonka rzuciła mu wściekłe spojrzenie. To była kara za to że zataiła przed nim Nocną Wycieczkę jej i Pottera. Westchnęła głośno i wypiła zawartość szklanki jednym haustem. Kiedy tylko przełknęła, jej twarz wykrzywił tak okropny grymas, że Bastian zatrząsł się i z trudem powstrzymał, aby nie wybuchnąć śmiechem.
- Zuch dziewczynka - oznajmiła pani Elsa. - A ty Bastian masz jeszcze dwie minuty, a potem zmykaj. Lily musi porządnie się wygrzać - dodała po chwili. Krukon kiwnął głową i pochylił się nad Evans.
- Kochasz mnie? - zapytał zaczepnym tonem.
- Nie - odparła odwracając się w drugą stronę.
- To dobrze bo ja ciebie też nie - mruknął z ulgą. Lily odwróciła się z oburzeniem i zamachnęła się. Chłopak cudem uniknął jej ciosu.
- Lecę, jędzo. Odpoczywaj - powiedział krukon i dał jej całusa w czoło, a potem opuścił Skrzydło Szpitalne. Evans uśmiechnęła się mimo woli. Bastian był taki kochany.
Odwróciła się w drugą stronę i powoli zasnęła.
______________________________
Wiem, wiem późno, ale do północy zostało jeszcze kilka minut, więc w sumie się wyrobiłam XD Strasznie wciągnęłam się w Pieśń Lodu i Ognia. Jestem na trzeciej części i praktycznie nic nie robię tylko czytam ;)
Pozdrawiam!
Krótko coś wiesz? ;3
OdpowiedzUsuńAle i tak się cieszę ♥
Rozdział super, jak zaawsze, ale mało Remusa i Amber :c teraz to moja ulubiona para wiesz xD
kiedy następny przewidujesz? :)
Będzie ich dużo w 13 i 14 rozdziale :D
Usuń
OdpowiedzUsuńJestem oczywiście za Jamesem i Lily ale Bastian wydaje się być naprawdę słodki! Jestem rozdarta ;// No i czekam na jakiś fragment z Amber i Remusem. Strasznie spodobała mi się ta ślizgonka ;)]
Ja też szczerze mówiąc bardzo go polubiłam.
UsuńFilch to serio jest jakiś ślepy skoro nie zauważył latających w powietrzu kapci hshahahfsh
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział
:")
Był zajęty gadaniem do siebie XD
UsuńKiedy nowy rozdział? :)))
OdpowiedzUsuńJeszcze dzisiaj :D
Usuń